Strony

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Co można zrobić z papierków ?

Witam Was

Dzisiaj ostatni z zaległych już postów. Ale nie będzie żadnej z moich prac. Dzisiaj będę się chwalić.

W ostatnim tygodniu dwa razy zawitał do mnie niespodziewany listonosz z paczuszkami, których się kompletnie nie spodziewałam.

Pierwsza z przesyłek przyleciała od Beatki a były w niej sznureczki i koraliki do makramy.


Dziękuję Beatko, że zechciałaś się podzielić ze mną swoim przydasiami. Nie wiem jeszcze jak zakończy się moja przygoda z tą nową dla mnie techniką,  ale dzięki Beatce mam przynajmniej podstawowy sprzęt  :-).

Druga z przesyłek była dla mnie jeszcze większym zaskoczeniem niż pierwsza, a przyleciała od Natalki   
Po otwarciu paczuszki oczom moim ukazał się przepiękny świecznik quillingowy jaki Natalka przygotowała na czerwcowe kolorki u Danusi, pyszna czekoladka  i tajemniczy boxik.


Świecznik w naturze jest przepiękny i zdjęcie nawet w połowie nie oddaje jego uroku . Przede wszystkim ma cudowne quillingowe storczyki, które uwielbiam.



Pomacałam, nacieszyłam swoje oczęta i zabrałam się za otwieranie tajemniczego pudełeczka.



 Zdjęłam pokrywkę i normalnie oniemiałam :-).
Ciekawi  Was co było w środku ??  
No  to muszę się cofnąć aż do stycznia 2015 kiedy to pod jedną z prac Natalii zostawiłam taki komentarz TU

" No tak , wcale się nie zdziwię jak pewnego pięknego dnia zobaczę kibelek z quillingu :-) Jesteś geniuszem w tej technice i chyba nie ma nic czego nie potrafiłabyś ukręcić z paseczków ............"

Wiecie już co było w środku boxa ??
 No najprawdziwszy kibelek z paseczków quillingowych .


 Na kibelku siedział cudny quillingowy miś przypięty "pasami bezpieczeństwa" co by się nie poobijał w trakcie transportu. 


Odwiązałam biedaka, ale tak się przyzwyczaił do swojego tronu, że wcale nie chciał z niego zejść :-)


A mnie zżerała ciekawość jak wygląda kibelek na którym siedzi. W końcu po długich namowach raczył z niego zejść a moim oczom ukazał się taki widok



Proszę zauważyć, że ściany są wyłożone kafelkami biało - zielonymi, prawie jak za czasów PRL-u 
  W moim wucecie są nawet gazety do czytania


jest  papier toaletowy, na rolce



w rogu wyciągana  szczotka do kibelka  i  domestos 


 wielkość tych detali to ok 10 - 15mm x 4mm .

Wiedziałam że Natalia jest mistrzynią quillingu ale to co zobaczyłam i pomacałam przeszło moje wyobrażenie o tym co Ona potrafi zrobić z pasków papieru .
Natalko serdecznie Ci dziękuję za ten superowy  prezent !!!
Ubawiłam się do łez.

Ale biorąc pod uwagę , że to już trzeci prezent jaki dostałam w  odpowiedzi na moje durne komentarze oświadczam, że od dziś się dwa razy zastanowię  zanim napiszę coś głupiego :-) 
No i tym wesołym akcentem kończę pracowity czerwiec.

Pozdrawiam Wszystkich serdecznie i życzę udanych wakacji i urlopów i niech w końcu będzie LATO !!! 



sobota, 27 czerwca 2015

Kwadraciki Celinki

Witam Was

To znowu ja :-)  mam nadzieję że jeszcze Was nie zanudziłam ?
Dzisiaj kolejna porcja xxxxxx 
 Zastanawia Was pewnie tytuł mojego posta, ale chyba  nie dla Wszystkich temat jest obcy.
Co to są kwadraciki Celinki ?
Ano są to wyszyte haftem krzyżykowym obrazki o tematyce dziecięcej z których Pani Celina Janowska wraz ze swoją ekipą szyją poduszeczki  dla chorych i niepełnosprawnych  dzieci. Podusie przekazywane są do szpitali, hospicjów i domów dziecka. Jest to akcja charytatywna,  w której może wziąć udział każdy. Wystarczy wyszyć obrazek i wysłać do Elbląga do Celinki.
Wytyczne do hafcików znajdziecie TU. Natomiast TU możecie obejrzeć niektóre podusie jakie zostały już uszyte z podarowanych kwadracików. 

Akcją zainteresowałam się jakiś czas temu, kiedy to Ania pokazała swoją piękną gąsieniczkę wyszytą krzyżykami i napisała że to na podusie. Podpytałam Anię co i jak i dziś właśnie pokazuję mój pierwszy "kwadracik"  jaki poleciał do Elbląga. 
Hihi sorki Panie matematyczki wiem że  jest to prostokącik ale kwadracik to taka umowna nazwa na te hafty :-)




Nie pamiętam gdzie znalazłam wzorek , ale jak ktoś chętny to znajdzie go w zakładce Haft wzory.
A mnie się tak spodobało to wyszywanie , że już się wyszywa kolejny :-)

Ale to nie wszystkie xxxx jakie ostatnio u mnie powstały.  
Wyszyłam jeszcze dwie zakładki. Jedna na kanwie z  taśmy, druga na kanwie tradycyjnej  w kolorze ecru. Obie  usztywniłam za pomocą flizeliny z klejem i od spodu podszyłam filcem. Dyndadełka to łańcuszek wydziergany na szydełku zakończony koralikami. 





Ten wzorek pochodzi z bloga Moniki Blezień 




Natomiast ten z mojej ulubionej stronki Haftix 


I na dziś to tyle w temacie haftu. 
U mnie cieplutko się zrobiło ale popaduje letni deszczyk. 
Dziękuje Wszystkim, którzy do mnie zaglądają, pozdrawiam i życzę udanej słonecznej niedzieli. 

Edytowano - wiadomość z ostatniej chwili prosto od Celinki. We wrześniu planowane jest szyciowe spotkanie we Wrocławiu, powstanie mnóstwo pięknych poduszeczek - celineczek. Jak ktoś umie szyć, i ma maszynę mile widziany. 


czwartek, 25 czerwca 2015

Makowa karteczka.

Witam Was

Czerwiec zbliża się ku końcowi więc czas zakończyć czerwcowe zabawy w których zdeklarowałam swój udział.
Dziś już ostatnia z nich czyli kwiatowa zabawa u Agatki  TU.
W czerwcu królują nam maki.

 
Nie myślcie, że u mnie wszechobecny marazm czerwcowy już minął. W pewnym sensie trwa nadal, ale staram się o nim nie pamiętać. 
Prace które Wam prezentuje powstawały cały miesiąc, a niektóre z nich jeszcze wcześniej. Po prostu nie zawsze mam wenę do pisania i trochę mi  schodzi z ich publikowaniem.
 
A na kwiatową zabawę znowu przygotowałam karteczkę z haftem xxxxx. Jakoś tak kwiatki najbardziej pasują mi do kartek właśnie, a że skończył mi się zapas karteczek na tak zwane nieprzewidziane okazje to postanowiłam sobie go uzupełnić.
Poniżej mój hafcik w zbliżeniu i karteczka jak z niego powstała. Pewnie jedna z Was ją niedługo dostanie :-)

 

 
 
A na zakończenie tego króciutkiego posta chciałam się  Wam pochwalić, że skończyłam hurtową produkcję welonów na ślubny alkohol. Powstało ich w sumie 35 szt. Wszystko uszyłam ręcznie. Gotowe kupiłam tylko malutkie atłasowe różyczki. Te większe kwiatki z przodu wykonałam sama ze wstążki atłasowej 25mm .
 

 
Tak wyglądają z przodu


 
I z tyłu, różnią się tylko naklejonym aplikacjami, były dwa rodzaje : serduszka i obrączki . 

 
I na dzisiaj tyle, mam nadzieję , że z nadejściem lipca Wszystkim wróci wena twórcza i dobry humor - czego Wam i sobie życzę.
 
Pozdrawiam i do zaś, już niedługo bo  jeszcze jedna zaległa praca czeka na publikację.
 
Życzę słoneczka i ciepełka. Ja  mam pod nogami włączony grzejniczek bo lodownię mam w pokoju. Chyba nie pamiętam abym kiedykolwiek w czerwcu się dogrzewała :-(
 

 
 





poniedziałek, 22 czerwca 2015

Makrama podejście drugie

Witam Was

Melduję, że przestaję już narzekać , w końcu mamy lato i wakacje więc czas przestać marudzić. Za chwilę  urlopy więc normalka ruch na blogach znacznie zwolni. Ja na urlop wybieram się dopiero w drugiej połowie sierpnia , więc trochę jeszcze z Wami pobędę.

A dziś wracam do pierwszej lekcji nauki makramy u Asi



Jak pamiętacie pokazywałam moje pierwsze próby w tej nowej dla mnie technice. Dla przypomnienia tak wyglądały moje dwie pierwsze w życiu bransoletki makramowe.



Do teraz nie wiem jakie w nich były węzły bo chyba były totalnie pomieszane .

Jak zobaczyłam bransoletki Oli Justyny i Reni to mi się  strasznie wstyd zrobiło, że ja takie badziewie pokazałam. Postanowiłam spróbować raz jeszcze. 

Zrobiłam przegląd moich przydasiowych zapasów i znalazłam sznurek typowo makramowy woskowany  3 mm  ( dostany od kogoś ).

 No słuchajcie to była całkiem inna bajka na tych  3 mm w końcu było widać, że wiążę węzeł płaski !!
Jedynie miałam  problem z koralikami, nie mam takich z dużą dziurką. Znalazłam jedynie jakąś  starą bransoletkę na gumce z drewnianymi koralikami. Więc z braku laku wzięłam co miałam. 

A poniżej moje węzełki  z których jestem w końcu zadowolona.



To poszłam za ciosem i  spróbowałam splotu spiralnego na sznurku jutowym ale znacznie grubszym  od poprzedniego,  dodatkowo sznurek wiodący jest podwójny a w środku jeden  koralik który mi został z poprzedniej bransoletki. Kręci się ślicznie i równiutko :-)


Ale jak już powszechnie wiadomo apetyt rośnie w marę jedzenia. Zamarzyła mi się jeszcze bransoletka potrójna. 
Poszukałam jakiegoś kursiku w necie i znalazłam taki 


Bransoletka superowa  był tylko jeden problem, potrzeba do niej 4 sznurków roboczych i 3 wiodących  a ja miałam tylko nylonowe sznurki, niestety 4 kawałki po  80cm i każdy w innym kolorze. Więc zdecydowanie za mało na to cudo. 

Znalazłam jeszcze jeden kursik na dość ciekawą bransoletkę, też na 3 sznurkach wiodących, ale tylko dwa robocze. I powstała taka oczojebna bransoletka


Kursik na nią jest  Tu 

Wszystkie razem 






No i teraz jestem usatysfakcjonowana i uważam że pierwszą lekcje odrobiłam sumiennie :-)

Powiem Wam , że uplecenie tych trzech bransoletek zajęło mi mniej czasu niż napisanie tego posta. Pewnie bardziej skomplikowane formy już nie pójdą tak szybko, ale wiem z czym się to je i to mnie cieszy niezmiernie. 

I tym optymistycznym akcentem kończę i zabieram się za wykańczanie jakiegoś Ufoka bo trochę mi ich zalega. 

Pozdrawiam Was serdecznie i do zaś.


sobota, 20 czerwca 2015

Pamiątki PRL-u

Witam Was 

Dziś kolejna, trzecia już, moja nieudana praca. Mam cichą nadzieję, że zgodnie z powiedzeniem do "trzech razy sztuka" jest to już ostatnia rzecz jaką  spinkoliłam -  przynajmniej na jakiś czas :-). 
Przepraszam Was za jakość zdjęć, ale mój aparat też się na mnie uwziął ostatnio :-(

Zastanawia Was pewnie tytuł tego posta, więc już wyjaśniam. Zapewne większość z Was pamięta niektóre kultowe towary z czasów PRL-u. Jednym z nich były metalowe okrągłe tace malowane w kwiaty, koniecznie ze złotymi  brzegami. Ja jestem posiadaczką dwóch takich tac, które odziedziczyłam po moich rodzicach. O dziwo są jeszcze w całkiem dobrym stanie. Kiedyś przy okazji jakiś porządków w kuchni znalazłam je i postanowiłam poddać lekkiemu liftingowi. Dziś pierwsza z nich. 



Jak większość pewnie zauważyła, od jakiegoś już czasu trwa wspólna nauka decou u Reni i Justynki.

A tematem 4 już lekcji są spękania jednoskładnikowe.
 O szczegółach możecie poczytać  TU 


Tak więc postanowiłam moją tacę potraktować szkoleniowo i przećwiczyć na niej nieszczęsne spękania. A czemu nieszczęsne ??- no właśnie - bo za diabła mi te spękania nie wychodzą. Teorię mam opanowaną do perfekcji ale z praktyką znacznie gorzej. Nie wiedzieć czemu  spękania  nie są takie jak bym sobie tego życzyła. 

Tacę zmatowiłam nieco papierem ściernym, potem pomalowałam dwa razy czarną farbą akrylową. Następnie poszło medium do spękań jednoskładnikowych takie jak tu następnie biała eko - śnieżka. No i zaczęły się schody. Popękało a i owszem ale pomalowało  mi się paskudnie  i tak wyglądało po wyschnięciu:
od frontu 


 i od tyłu 



Załamałam się i walnęłam tacą w kąt. Po kilku dniach jak mi złość przeszła stwierdziłam, że coś z tym trzeba zrobić, bo szkoda takiej "zabytkowej" tacy :-)))).
Brzegi pomalowałam więc ponownie czarną farbą  a następnie pokropkowałam biała farbą, sztywnym pędzlem za pomocą "pstrykania" palcem. O dziwo wyszły oprócz kropek fajne kreseczki. 



Na dno tacy w miejscach najbardziej spapranych przykleiłam kwiatki z serwetki. Zabieg wykonałam z obu stron tacy.



i zbliżenie na spękania 



 Szału nie ma ale teraz ujdzie w tłoku, a że u Justynki już kilka fajnych prac jest to może moja praca zbytnio się w oczy nie będzie rzucać :-)

I na dzisiaj tyle, życzę Wam ciepełka i słoneczka, bo u mnie zimno i ponuro.

I  z ostatniej chwili :-)


Pozdrawiam i do zaś 







środa, 17 czerwca 2015

Makrama - mój debiut

Witam Was
 Na początku chciałam Wam podziękować za wszystkie komentarze pod moim żółtym segregatorem ze szczególnym uwzględnieniem tych krytycznych :-)
 Ja wiem, że go spartoliłam i dziękuję Wam za szczerość. Co ciekawe jest to praca, która dostała najwięcej negatywów od początku mojego blogowania. Ale spoko ja się nie obrażam tym bardziej, że podejrzewam każdy  ma takie nieudane prace, tylko, że one zazwyczaj nie są publikowane.  Pewnie gdybym miała trochę więcej serca i czasu  do żółtego on też by się tu nie pojawił :-)

A dzisiaj będzie kolejna niezbyt udana praca .
Ale ta dzisiejsza ma prawo być  nieudana bo to jest mój debiut w całkiem nowej dla mnie technice. 
Jak by baba nie miała kłopotu i czasu to sobie dołożyła kolejną technikę do nauki :-)
A mowa tu  o  makramie
wg Wikipedii : Makrama – sztuka wiązania sznurków, bez użycia igieł, drutów lub szydełka.
 Naukę wiązania sznurków zaproponowała na swoim blogu Joasia. Pierwszą lekcję znajdziecie TU, a jak widać na banerku zadanie domowe to wykonanie prostej bransoletki makramowej z koralikami lub bez.
Joasia u siebie podała dużo szczegółów, jak również linki do kursików. Powtarzać ich nie będę powiem tylko, że swoje dwie  bransoletki zrobiłam wg kursu Ani Rudzkiej
Są wykonane  za pomocą tzw. węzła płaskiego - stwierdzam, że sposób na wiązanie tego węzła, prościutki, pojęłam po drugim węzełku :-). Niestety jest różnica pomiędzy zawiązać a zacisnąć. W moich  bransoletkach są nierówne, bo niektóre ścisnęłam za mocno. Po drugie  sznurek miałam za cienki jak na pierwszą próbę,  pierwsza bransoletka mi się skręcała. Hehehe.... i tu się nieźle ubawiłam, bo jak ponownie poczytałam u Ani Rudzkiej zamiast węzła płaskiego wiązałam sobie  węzeł spiralny i dlatego mi się bransoletka skręcała - ale wcale się tym nie przejęłam - w końcu się dopiero uczę. Źle również wymierzyłam sobie końcówki sznurków jakie powinnam zostawić, są nierówne i za krótkie,  w efekcie bransoletka wyszła trochę wąska w obwodzie . Ale generalnie jestem zadowolona z mojego debiutu, w końcu nie od razu Kraków zbudowano. Jako że jest ona treningowa nie robiłam już jej zaciskowego zakończenia, sznurki dyndają luźno.

Swoją naukę zaczęłam od tego co miałam w domu. Pierwsza bransoletka wykonana ze zwykłego sznurka jutowego, koraliki drewniane.
Skorzystałam przy wiązaniu z podkładki z klipsem biurowym, dodatkowo na lewej stronie przykleiłam sznurek taśmą.


To sobie obejrzyjcie moją debiutancką bransoletkę




Drugą wyplotłam z białego sznurka  bawełnianego o grubości 2 mm, koraliki jakieś plastikowe.  I tu już jest węzeł płaski - tak mi się przynajmniej wydaje :-)))


i już obie razem  


Na słoiczku z kawą, bo moja ręka nie nadawała się do fotografowania :-)



i na moich kwitnących fiołkach



Moje doznania i uwagi :-)
 Technika przyjemna, w porównaniu z decou czas wykonania bransoletki to prawie prędkość światła, myk i gotowe. Miejsce pracy czyściutkie, nigdzie grama kleju, ani sterty pędzli, lakierów i papierów.  
 Na dzień dzisiejszy raczej nie będę wykonywać w tej technice biżuterii z prostej przyczyny ani ja, ani nikt z mojego najbliższego otoczenia nie nosi takiej biżuterii, no może ewentualnie jakiś fikuśny naszyjnik. Ale inne formy użytkowe np. torba, osłonka na doniczkę - to kto wie, może kiedyś. 
Generalnie uważam, że podstawy techniki warto poznać, bo nigdy nie wiadomo  kiedy i do czego mi się przyda .

I to tyle w temacie kolejnej nie za bardzo udanej pracy :-)
To lecę reanimować kolejną spartoloną rzecz. Hm... coś ten czerwiec dla mnie niezbyt łaskawy, nic mi nie wychodzi tak jak bym chciała, może urlop był za krótki ???

 A na zakończenie moja mina gdy oglądam dwie ostatnie swoje prace 




Pozdrawiam Was serdecznie i do zaś.